„Proszę pani, ja już naprawdę nie wiem co mam zrobić… Ja się naprawdę uczę i to umiem. Nawet pani od korepetycji mówi, że nie rozumie o co chodzi. Że ja umiem wszystko. Na 100%. Zadania mi w domu wychodzą wszystkie. Ja już naprawdę nie mogę…Po prostu jak wchodzę na matmę, mam natychmiast pustkę w głowie.” 1Piękne oczy siedemnastolatki zalewają się łzami. Nie rozmazują tuszu do rzęs, bo dzisiaj przyszła do mnie prosto ze szkoły – nieumalowana (a maluje się pięknie – subtelnie, z klasą, delikatnie). Bo Pani od matematyki nie toleruje makijażu u uczennic. Tak – także u tych prawie albo już pełnoletnich! ˶Wie pani, niby ona nic nie może zrobić za ten makijaż, ale wiemy, że jak się umalujesz to masz przerąbane.”2
W oczach Hani (imię oczywiście zmienione) widzę nie tylko smutek, ale i żal, ból, cierpienie, strach, bezsilność, poczucie niesprawiedliwości. Nie muszę zresztą czytać tego w oczach. Na kartce z długą lista emocji właśnie te zaznacza jako pierwsze, kiedy myśli o szkole. Zaznacza i wybucha jeszcze większym płaczem. Codziennie rano zrywa się półprzytomna (lekcje w poniedziałki, wtorki i piątki zaczynają się tuż po godzinie 7ej, w pozostałe dwa dni o 8ej)3 by znowu na wiele godzin zanurzyć się w piekle. Oczywiście, są jakieś plusy… W klasie jest ze swoją najlepszą przyjaciółką, jest kilka osób, z którymi naprawdę się lubią i wspierają. Ma wspaniałego wychowawcę – uczy wuefu i wspiera ich jak może. Ale chyba niewiele może… Hania lubi też język polski i panią od fizyki mimo, że sam przedmiot to dla niej ˶masakra”. Ale pani jest miła, porozmawia czasem z nimi o życiu, nie tylko o fizyce. Rozumie, że nie każdy będzie inżynierem. I nie przeszkadza jej makijaż, czy wzięcie łyka wody podczas lekcji. ˶Jej nawet nie musimy pytać, czy możemy wyjść do toalety. Na matmie nikt już nawet nie śmie zapytać…” Jak to? Do toalety nie możecie wyjść? ˶No tak, wiem że to dziwne, ale pani od matmy nie uznaje wyjść w czasie lekcji. Kiedyś koleżanka poczuła, że zaczął jej się okres, spytała czy może wyjść, to pani tak się wydarła, że się koleżanka aż popłakała. A z tego napięcia jeszcze bardziej jej poleciało i przelało aż jeansy. Powiedziała, że naprawdę musi, na co pani ironicznie wykrzyczała jej, że jak nie potrafi nawet wyliczyć sobie dni okresu i się zabezpieczyć, to czego ona oczekuje, że będzie poprawnie liczyć równania… Koleżanka wyszła i już tego dnia nie wróciła do szkoły. Z płaczem pojechała do domu. Jak jest matma, to wiadomo, że żadna toaleta, żadne picie na lekcji, żadnego słówka do nikogo. Pani się mści za wszystko.”
Chwilę siedzimy w ciszy. Hania zużywa kolejne chusteczki. Podaję jej wodę. Głaszczę po ramieniu. Wiem, że nie da się przekonać, żeby rodzice porozmawiali z panią od matematyki. Za bardzo się boi. Za mało ma wiary w to, że coś może się zmienić na lepsze. Powtarza, że jak ˶mama Karola raz poszła do pani, bo on już ze strachu nie chciał w ogóle do szkoły chodzić, to było potem jeszcze gorzej.” Rodzice prosili, żebym ją przekonała, że to dobre rozwiązanie. Taki miałam też zamiar. Ale usłyszałam zbyt wiele… WIdzę, że nie tędy droga, że nie ma sensu rozmawiać z tą kobietą… Będziemy myśleć jak pomóc, ale rozmowa nie ma chyba rzeczywiście sensu. Chociaż zazwyczaj bardzo w nią wierzę i wiem, że niejednokrotnie ma sens… Teraz go nie widzę.
Znamy się z Hanią od jakiegoś czasu. Trafiła do mnie, kiedy przeżywała bardzo ciężko śmierć kochanej babci. Miała przyjść parę razy, żebym pomogła jej poradzić sobie ze stratą. Pomogłam. Jednak, kiedy Hania poczuła się bezpiecznie w naszej relacji, zaufała mi, zaczęła się otwierać, okazało się, że jest coś jeszcze… Że codziennie Hania przeżywa katusze związane ze szkołą. Rodzice prosili mnie o wsparcie, Hania bardzo chciała przychodzić raz w tygodniu na spotkania, żeby ˶móc się wygadać”. Czuła się wysłuchana, akceptowana. Radziła sobie coraz lepiej. Poznała mechanizmy radzenia sobie ze stresem. Uczyła się je wdrażać w codzienność. To bardzo mądra dziewczyna. I wrażliwa. Niestety, nawet gdyby osiągnęła poziom mistrzowski w radzeniu sobie ze stresem, nie dałaby rady… Przeciwnik jest zbyt silny. Przewaga nauczycieli, którzy wytaczają przeciwko swoim uczniom broń zastraszania, poniżania, upokarzania, sarkazmu i odzierania z poczucia godności i własnej wartości jest miażdżąca. Widzę że ta zdolna, przesympatyczna, oczytana, piękna, wrażliwa i mądra dziewczyna nie ma szans… Też chce mi się płakać. Ale jestem w pracy. Jestem wsparciem. Jestem psychologiem. Nie płaczę z nią. Jestem z nią, daję oparcie, pomagam. Płaczę później, jak już skończę wszystkie spotkania w tym dniu. Chwilę czasem popłaczę w łazience tak dla oczyszczenia. Pomedytuję, wydepczę stres na spacerze z psem. Muszę oczyścić głowę. Bo parę chwil później moje własne dzieci wrócą z opowieściami ze swojego dnia. Ze swoich szkół… Muszę być gotowa.
˶Jak ja siedzę na tym angielskim to mi się nie przestaje chcieć wymiotować. Naprawdę. Ja sobie trzymam w plecaku na wierzchu torebkę, bo cały czas mi się wydaje, że zwymiotuję. Proszę pani, naprawdę się nie da z nią porozmawiać. Ona bierze do tablicy tylko te osoby które sobie wybrała, żeby gnębić i te, które faworyzuje. To jest z 6 osób w klasie. Reszty nigdy nie bierze. Ona ma wredny plan, żeby dobić bo bierze kogoś z ulubionych, daje mu łatwe pytania, stawia 5kę i potem bierze kogoś z tych, których gnębi. Zadaje specjalnie trudne pytania a nawet jak dobrze odpowiesz, to znajdzie takie, że nie dasz rady, pomylisz się jakkolwiek i wtedy po tobie jedzie po całości. I potem znowu kogoś ze swoich faworków, żeby tamtemu pokazać jeszcze bardziej jakim jest zerem, żeby powiedzieć – widzisz, a on mógł się tego nauczyć”. Na początku biorę pod uwagę, że każdy ma swoje racje, swój punkt widzenia, filtruję to co słyszę przez własne bogate doświadczenia i wiedzę. Pewnie Tomek z II klasy liceum trochę koloryzuje… Ponoszą go emocje, hormony – wiadomo. Chyba aż tak źle nie może być… Ale coś mnie w pewnym momencie tknie, coś mi się skojarzy i pytam jak ta pani od angielskiego się nazywa… i wtedy zalewa mnie fala złości. Tak – to ona – już lata temu jednego z moich młodych pacjentów doprowadziła do załamania. Wpadł w depresję. Taką prawdziwą. Niebezpieczną. Co potrafi zabić… Wyszedł z niej, zmienił szkołę. Ona nadal to robi. Nadal wyżywa się na uczniach, poniża, oblewa spojrzeniem od stóp do głów z obrzydzeniem i ironią patrząc na buty, spodnie, bluzkę, twarz. To na początek, gdy uczeń stanie przy tablicy. Dorzuca komentarz typu ˶a ty się dzisiaj widziałeś w lustrze?” i zaczyna… Sposób w jaki przeplata złośliwości i poniżające komentarze z pytaniami z języka angielskiego jest wybitny. Wybitna tortura emocjonalna. Wybitna przemoc w białych rękawiczkach. Mistrzostwo w mobbingu. Mistrzostwo w doprowadzaniu młodych ludzi do emocjonalnej ruiny. Ale coś mi się tu nie zgadza… ˶Tomek, ale Ty przecież jesteś dobry z angielskiego… Zrobiłeś certyfikat…” ˶Proszę pani, to jest jeszcze gorzej dla mnie. Ona wie, że jestem dobry. Ja słyszę nawet jak ona źle coś wymawia. Ale wie pani, jak nauczyciel chce to zawsze znajdzie sposób, żeby uczniowi udowodnić, że jest słaby. A ona mnie nienawidzi. Nie wiem dlaczego, ale po prostu mnie nienawidzi. Tak jak zresztą połowy klasy co najmniej.”
Podczas rozmowy z rodzicami Tomka dowiaduję się, że pani ta uczyła siostrę mamy – wiele lat temu. Dwadzieścia prawie. Było tak samo. Nikomu przez 20 lat nie udało się niczego zmienić. Pani przyjaźni się z panią dyrektor… Nikt nic nie może. Każdy macha ręką. Maturę i tak uczniowie zdają dobrze, bo już na wynik egzaminu maturalnego pani nie ma wpływu. A wszyscy uczą się prywatnie języka, poza szkołą. Jeszcze kilka lat i pani przejdzie na emeryturę i będzie spokój. Po temacie. Jakoś się przetrwa. Od dwudziestu lat nikt nie docenia wpływu jaki ma pani od angielskiego na setki młodych ludzi.
Nikt nie docenia siły, z jaką razi poczucie własnej wartości, godności, z jaką niszczy chęć nauki, z jaką miażdży radość z najlepszych lat… Nikt nie docenia. Wszyscy za to przeceniają możliwości młodych ludzi. Możliwości bycia ponad to, możliwości adaptacji do trudnych warunków, do codziennego ogromnego stresu, lęku, możliwości naginania granic własnej wytrzymałości. Jeszcze nikomu nic się nie stało. Jeszcze nikt bezpośrednio nie powiązał depresji, zaburzeń lękowych, zaburzeń odżywiania, samookaleczeń. Nikt nie zbadał absolwentów, nie zapytał ich po latach jak oceniają wpływ pani X, pani Y, pana Z na swoje dalsze losy. Na zdrowie psychiczne i somatyczne. Na myślenie o sobie. Nikt nie prześledził losów uczniów, którzy latami mierzyli się na co dzień z TAKIMI nauczycielami. Nikt nie może przepytać ich terapeutów, psychologów, którzy pomagają im borykać się ze sponiewieraną samooceną, z zaburzeniami afektywnymi, lękowymi, z poczuciem braku wpływu na własne życie o to, czy czasami doświadczenia szkolne nie odegrały tu znaczącej roli… W końcu szkoła to tylko 4-5 lat. Chyba że podstawowa… to trochę dłużej. Ale minie. Trzeba się hartować, trzeba ćwiczyć wytrzymałość, mieć twardy tyłek. TRZEBA PRZEŻYĆ. Tylko że niestety, NIE KAŻDY PRZEŻYJE…
Dzisiaj piszę ten tekst, bo dotarła do mnie wiadomość o kolejnej śmierci licealisty. Samobójczej. Nie wiem jakie były powody dramatu tego młodego człowieka. Być może zupełnie inne… Ale widzę jak często młodzi ludzie są tam bardzo bezradni i tak bardzo połamani, pokruszeni, że stają na krawędzi… Właśnie z takich powodów.
Zgnieceni hejtem. Codziennym.
Ten tekst prosił się mnie o powstanie od dawna. Od lat. Jako mama trójki nastolatków i psycholog na co dzień pracujący z dziećmi i młodzieżą, ciągle zanurzam się w tym temacie. Niejednokrotnie zbulwersowana, przerażona, zszokowana tym, co nauczyciele potrafią zgotować uczniom.
Od przedszkola, do matury. Jak się ma pecha, albo szczególną wrażliwość, lub ˶prowokujący wygląd”, jak na przykład mocno piegowata Hania, albo bardzo szczupły i wysoki Tomek, czy Kuba o egzotycznej urodzie zawdzięczanej genom taty, można przejść przez wszystkie etapy edukacji będąc ofiarą hejtu ze strony nauczycieli. A nie wspominam tu przecież o wszechobecnym hejcie ˶koleżeńskim”… Który niejednokrotnie towarzyszy temu idącemu ˶z góry”. I tak dzień w dzień. Latami.

Bohaterów mojego ˶streszczenia uczniowskiego dramatu” mogłoby być znacznie więcej… Zacytowanych tutaj drastycznych słów, które słyszą na co dzień – znacznie więcej. Nauczycieli, którzy posuwają się do aktów przemocy słownej (bo linijką po dłoniach już nie można) jest znacznie więcej. Bólu, cierpienia, strachu, bezradności, objawów psychicznych i psychosomatycznych, niesprawiedliwości, gniewu, myśli samobójczych… – znacznie więcej.
Z jednej strony – cieszę się, że dwoje z moich dzieci jest już tuż, tuż od zakończenia szkoły. Najmłodsze ma jeszcze sporo lat do przejścia… Wierzę, że sobie poradzimy. Może ˶dobrze trafi”, może będzie sobie radził… Najpiękniejsze lata życia, czas w którym kształtują się ich osobowości, w którym powinni chłonąć to co dobre, mądre, wartościowe. Tak – to jest ten czas. Jakże to okrutne, że dorośli gotują dzieciakom taki los. Jakże to absurdalne, że wpływając w tak paskudny sposób na ich tworzące się właśnie cechy, możliwości, wzorce, kreują poniekąd również własną przyszłość, przyszłość własnych dzieci… To przecież ci młodzi będą w przyszłości budować nasz świat, decydować o naszym losie, opiekować się nami, gdy sami już nie damy rady. Czego będziemy mogli od nich oczekiwać? Czy wtedy szybko będziemy starali się wymazać ze świadomości prawdy mówiące o tym, że ˶czym za młodu skorupka”, albo ˶co zasiejesz, to zbierzesz”?
Pozostaje mi wierzyć niezmiennie w to, co nadaje sensu mojej pracy i budowaniu dobrej relacji z dziećmi swoimi i cudzymi – każdy dobry, wspierający, empatyczny i mądry człowiek, którego spotka młody człowiek na swojej drodze i który będzie mu w niej towarzyszyć może być wielką siłą, która niczym tarcza pomoże obronić się przed ciosami. Będę tą tarczą. Znam też wielu innych wspaniałych dorosłych którzy takimi tarczami są. Rodziców, dziadków, ciocie, wujków, przyjaciół, nauczycieli…

Tekst dedykuję wszystkim drogim mi dzieciom i młodym ludziom, którzy w ostatnich latach dzielą się ze mną kawałkami swojego życia. W tym swoim osobistym wspaniałym nastolatkom. Dziękuję Wam za zaufanie.
Dedykuję go nauczycielom, którzy udowadniają, że można ten zawód wykonywać z powołaniem i sercem.
Dedykuję go antybohaterom tego tekstu… nie wiem, czy liczę, że coś się w was zmieni… chyba trochę, może wbrew rozsądkowi – liczę. Jestem z natury optymistką i wierzę w człowieka. Może coś się zmieni… Jeśli nie wasze postępowanie, to może miejsce na ziemi. Może pomyślicie o pracy bez kontaktu z ludźmi.
WAŻNY KOMENTARZ!
Imiona w artykule są fikcyjne i zupełnie przypadkowe. Autorzy cytowanych słów są bezpieczni – nie trzeba obawiać się o zemstę ze strony tych, o których opowiedzieli. Szczęśliwie zakończyli już ten etap w swoim życiu na którym zetknąć się musieli ze wspomnianymi nauczycielami – mobberami. Podobieństwo do innych sytuacji jest przypadkowe, ale niestety nie zaskakujące – w obliczu przytłaczającej ilości podobnych przypadków, nie powinno nikogo dziwić, aczkolwiek przerażać – owszem.
Karolina Witczak-Jabłońska. <- kliknij po więcej
psycholog
www.ratio.edu.pl
- Pod wpływem silnego stresu organizm aktywuje oś podwzgórze-przysadka-nadnercza (HPA). Powoduje to wyrzut kortyzolu i adrenaliny. Mózg priorytetowo traktuje przetrwanie, a nie logiczne myślenie. Kortyzol, nazywany „hormonem stresu”, powoduje: Osłabienie aktywności hipokampa (odpowiada za pamięć i przypominanie informacji). Zwiększenie aktywności ciała migdałowatego (emocjonalna reakcja lękowa).
Skutek? Trudność w przypomnieniu sobie informacji i blokada umysłowa.
Kora przedczołowa (odpowiedzialna za myślenie, analizę i planowanie) jest hamowana przez stres, co powoduje:
Problemy z logicznym myśleniem, trudności w podejmowaniu decyzji, gubienie wątku w trakcie rozmowy.
↩︎ - Z art. 99 ustawy o Prawie oświatowym jasno wynika, że szkoła nie może regulować niczego poza ubiorem uczniów w szkole.
↩︎ - Badania chronobiologiczne wykazały, że nastolatkowie mają opóźniony rytm dobowy – ich organizm naturalnie chce zasypiać później i budzić się później. Amerykańska Akademia Pediatrii (AAP) zaleca, aby szkoły zaczynały lekcje nie wcześniej niż o 8:30, bo wcześniejsze godziny zakłócają naturalny cykl snu. Badanie z 2014 roku (Carskadon, Wolfson, Acebo) wskazuje, że nastolatki mają biochemiczną trudność z zasypianiem przed 23:00, co skutkuje chronicznym niedoborem snu, gdy muszą wstawać wcześnie.Nastolatki, które nie wysypiają się z powodu wczesnego wstawania, są bardziej narażone na depresję i lęki – badania (Roberts, Roberts & Duong, 2014) wykazały, że uczniowie śpiący mniej niż 6 godzin dziennie są trzykrotnie bardziej narażeni na epizody depresyjne ↩︎